Rok na prowincji

Już od ponad roku mieszkam na prowincji. Decyzja o przeprowadzce została podyktowana chęcią zamieszkania z moją Drugą Połową, którą to w maju tego roku poślubiłem. Zmiana miejsca zamieszkania nie była podyktowana pogonią za lepszym życiem albo lepszym transferem. Po prostu była naturalną koleją rzeczy.

Przeniesienie się na prowincję wiele rzeczy ułatwiło. Przede wszystkim transport. Porzuciłem usługi KZK GOPu na rzecz Kolei Śląskich. Autobusami się już najeździłem, pociągi też powoli zaczynają mnie męczyć. Ale dzięki nim oszczędzam sporo czasu (oczywiście przy założeniu, że nie dojdzie do opóźnienia). Mniej teraz czytam w podróży. Nic dziwnego. Trasę do Katowic pokonuję w ciągu 30 minut. Wcześniej potrzebowałem na to około 1,5 godziny. Uroki życia w lesie.

Zmiana modelu transportu narzuca mi się najbardziej. Jednak jest jeszcze kilka innych rzeczy, które zaobserwowałem i spisałem w swoim notatniku. Wyniki z nich jasno: dla mnie życie na prowincji jest INNE, niż życie w lesie. Ma swoje cienie i blaski.

Mozaiki

Ludzie na prowincji szybciej chodzą. Jakby chcieli pokonać każdą odległość w jak najkrótszym czasie. Kulturalnym sercem są okolice Biedronki. Nic dziwnego, młodzież ma łatwy dostęp do czipsów i piwa, a wytrawni alkoholicy z łatwością znajdują swoje ulubione trunki. Pozostałości po tych spotkaniach stają się zachwycającymi kolorowymi mozaikami rozrzuconymi wokół ławek. Jest to forma sztuki kapitalistycznej złożonej z foliowego opakowania, plastykowej butelki i petów. W pobliżu Biedronki nie brakuje takich doznań estetycznych.

Głośność

Tutaj jest głośniej. Najciekawsze są połączenia dźwięków. Nie mieszkam w centrum miasta, ale na samych obrzeżach prowincji. Dlatego mam większy kontakt z przyrodą. Jednak w okolicy jest kopalnia, z balkonu widać elektrownię, a z okna kominy. Odgłosy ptaków przeplatają się z megafonem, a wtórują im przejeżdżające samochody. W pierwsze ciepłe dni można zachwyć się solówką na quadzie. Mieszkańcy nie oszczędzają sobie fonicznych wrażeń. Prowincjonalna orkiestra często gra także w nocy. Specjalne koncerty chóru można usłyszeć w weekendy.

To może miasto?

Na pewno nie. Nie przekonuje mnie wieczny ruch i hałas. Wolę stabilną prowincję od dynamicznego miasta. Zawsze lubiłem spokój i w tym miejscu udało mi się go odnaleźć. Po co psuć coś, co jest już dobre?