„Z radością wysłuchuję twoich zgryzot ale swoje przemilczam.”

Druga wojna światowa to okres trudny zarówno historycznie jak i społecznie. Literatura każdego z narodów stara się ją opowiedzieć na swój prywatny i indywidualny sposób. Wybiera się różne możliwości, ale każda z nich zawiera pewien pierwiastek rozliczenia i próby zrozumienia tego szczególnie skomplikowanego wydarzenia. Na pewno ważnym elementem są opowieści dotyczące holocaustu. Nie tylko te prezentujące relacje ofiar ale również oprawców. Węgierski autor, Tibor Cseres, postanowił zmierzyć się z tym trudnym tematem, który również dotyczy jego rodaków.

„Zimne dni” opowiadają o masakrze ludności żydowskiej i serbskiej w styczniu 1942 roku, w Nowym Sadzie. Faszystowskie wojska węgierskie biorą czynny udział w czystce. Historia zaprezentowana jest z perspektywy oprawców. Autor wprowadza czterech żołnierzy, od najniższego rangą do oficera. Zamyka ich w celi i pozwala się im zwierzać. Wszyscy mówią o jednej sprawie ale każdy ujmuje ją z innej perspektywy. Nie zmienia to faktu, że relacje są utrzymane w tonie spowiedzi, w której istotny jest prywatny stosunek emocjonalny. Czytelnik może odnieść wrażenie, że oni nie starają się nawiązać między sobą kontaktu. Ważne jest tylko zwierzenie, wyrzucenie ciężaru który stał się udziałem każdego z nich. Postaci posiadają swój własny indywidualny język, mówią w pierwszej osobie. Taki zabieg wprowadza do książki cztery różnie prywatne światy, które próbują się ustosunkować do otaczającej rzeczywistości. „Zimne dni” to opowieść, która składa się z czterech zamkniętych i skoncentrowanych na sobie monologów. Dopiero wbudowanie ich w szerszy kontekst pozwala zobaczyć z jak wielu perspektyw została przedstawia czystka.

Autor uniknął pułapki zamknięcia narracji w jednostkowym świecie. Każda z opowieści wychodzi na zewnątrz, one się przeplatają, zmierzają ku wzajemnemu uzupełnieniu. Zawierają indywidualny ładunek emocji jaki zawsze powinien towarzyszyć tego typu spowiedziom. Koncentrujemy się na przeżyciach bohatera, reszta wydarzeń stanowi tło tłumaczące jego kolejne decyzje. Właśnie dlatego każda z postaci wygląda w książce jak kukiełka. Istnieją, żyją, podejmują działania ale mają wyraźny dystans do tego, co ich nie dotyczy. To osoby wplątane w wielką machinę historii, pojawiły się tylko po to, aby odegrać pewną rolą. Pomimo odmiennych decyzji wszyscy lądują w tej samej celi. Ale już wcześniej na siebie wpływali. Poprzez wydarzenia, które prowokował każdy z nich.

Książkę można czytać na dwa sposoby. Pierwszy to relacja z mordu dokonanego przez jeden naród na drugim. Miejscami brutalna, skrajnie realistyczna ale nie pozostawiająca żadnych niedopowiedzeń. To rzetelne przedstawienie wydarzeń ubrane w prostą fabułę. Robi wrażenie, czytelnik jest oszołomiony okrutnością wydarzeń stycznia 1942 roku. Drugi to opowieść o przeznaczeniu. Dzieło idealnie wpisuje się w model „nie ma przypadku”. Wszyscy biorą udział w jednym wydarzeniu, dokładają po jednej własnej cegiełce do niego. Ale nic nie jest przypadkowe, każde działanie wpisuje się w wyższy plan. Świadczy o tym zakończenie, czy nawet tylko z pozoru przypadkowe zamknięcie akurat tych czterech żołnierzy w jednej celi.

Każda osoba, która interesuje się tematyką drugiej wojny światowej powinna sięgnąć po „Zimne dni” Tibora Cseres’a. To węgierski punkt widzenia, zapewne znany tylko niewielu osobom. A warto zobaczyć w jaki sposób rozliczają się z historią inne narody.

5 uwag do wpisu “„Z radością wysłuchuję twoich zgryzot ale swoje przemilczam.”

  1. Jako fanatyczka drugiej wojny a zwłaszcza jej martyrologii, węgierski punkt widzenia znam, acz muszę wraz z posypaniem głowy popiołem przyznać, że tej książki nie czytałam. Twoja recenzja zrobiła swoje – chętnie po nią sięgnę. Mam nadzieję, że nie jest trudna do zdobycia.
    Mam natomiast kilka uwag natury technicznej – co na początku rzuca się w oczy, brak tu adresu bibliograficznego pozycji o której piszesz, świętego punktu każdej recenzji, co wbijano mi w łeb przez pół roku, jednocześnie mnie na to wyczulając. Poza tym nie będę czepiać się przecinków (choć powinnam :P) ale będę czepiać się literówek. Warto każdy swój tekst bardzo powoli przejrzeć po napisaniu. Niby czytanie zawsze jest mechaniczne a autor nie widzi własnych błędów, ale przy wnikliwym spojrzeniu nawet w swoim tekście można dostrzec czysto mechaniczne pomyłki, jak „maskara” na przykład. Takich rzeczy należy się wystrzegać.
    Wybacz przydługą krytykę, ale mam nadzieję, że będzie ona konstruktywna 🙂

  2. Jesteś drugą osobą, która zwróciła mi uwagę na te literówki. Zazwyczaj ich aż tak wiele nie robię, jakoś tak dzisiaj postanowiłem nadrobić zaległości 🙂 Dzięki za uwagi, postaram się dostosować ;p
    Książka jest w Śląskiej. Nikt jej nie wypożycza 🙂

  3. No, to nadrabianie zaległości udało Ci się koncertowo 😛 Lubię niewypożyczane książki w Śląskiej. Nawet bardzo lubię. Trza się będzie przejść, jak mi się konto troszku zluzuje.
    Aaa, i jeszcze jedno – wyrażenie „druga wojna światowa” piszemy z małych liter, dokładnie odwrotnie niż robi się to w języku angielskim.
    Ten śnieg na literkach mnie demotywuje – ciągle myślę, że wzrok mi wysiada xD

  4. Mam dzisiaj bardzo dobry dzień! 😀 Dzięki za uwagi 🙂
    Śnieg ma być! Dla świątecznego nastroju – wszystko 🙂

Dodaj komentarz